„Wiesz Eluniu, i mam nadzieję, że pamiętasz, że ja się za Ciebie nieustannie modlę.
Mówiłem Ci , że mam taki worek modlitewny, który okazał się wspaniałym rozwiązaniem, bo tyle imion i osób do zapamiętania i wypowiedzenia przed Panem Bogiem… Więc ja sobie Ciebie, i wszystkich, za których się modlę, wrzucam do tego worka i kładę go potem przed Panem Jezusem i wtedy o nikim nie zapomnę.
A i jeszcze w jednym mi się ten worek przyda. Jak już w końcu umrę, to ja sobie ten worek zarzucę na plecy i pójdę do Pana Jezusa. I On popatrzy na mnie i powie, oj, Stary, nagrzeszyłeś Ty w życiu, ale za tyle osób się modliłeś i taki duży masz ten worek, to za to ja Cię do Nieba wpuszczę. I ja wtedy sobie usiądę przed chatą, w której się urodziłem, a trawa tam będzie zielona… bo pamiętasz, tak właśnie sobie myślę, że będzie wyglądało Niebo, jak mnie Pan Bóg tam przyjmie, i będę sobie patrzył na 3 drzewa, które rosną nieopodal, dwie lipy i jedna wierzba, proszę ja Ciebie, i wtedy będę mógł spokojnie, po kolei wymienić i wspomnieć wszystkie imiona osób z tego worka.
Bo będę miał czas.
Całą wieczność przecież.”
Dziadek Jan Ożóg SJ
+ 3.12.2020
To była jedna z ostatnich rozmów z Dziadkiem, jezuitą i, kiedyś, moim stałym spowiednikiem.
Odejście Dziadka jest bolesne na wielu poziomach. Oczywiście, jako człowieka, który był przy mnie w najlepszych i najgorszych momentach, zwłaszcza wtedy, kiedy miesiącami nie umiałam się rano podnieść z łóżka, i który zawsze, bez względu na wszystko, powtarzał mi, że jestem dobra.
Jest to też przemożne spotęgowanie bólu wynikającego z faktu, że moi bliscy są daleko, naprawdę daleko, a ja nie mogę zobaczyć się z nimi po raz ostatni. Nie mogę się pożegnać, ani być przy nich w najtrudniejszych momentach, bo, teraz już nie z wyboru, żyję na drugim końcu świata. Ile takich osób odejdzie, a ja będę „patrzeć” na to tylko przez Internet?
No i po trzecie, kiedy tak boleśnie przez ostatnie miesiące przeżywam żałobę po tym, że kościół katolicki przestał mi być domem, a to wszystko, w czym byłam wychowana i jak byłam nauczona przeżywać swoją duchowość i kontakt z Bogiem, utraciłam bezpowrotnie, Dziadek był jedną z ostatnich boi ratunkowych. Był dowodem i przypomnieniem, że choć moje życie i dorastanie w kościele było głównie krzywdą, wypaczeniem relacji międzyludzkich, i [od]wiecznym kultem poczucia winy, było w nim też, choć minimalne, dobro i opieka. Teraz, bez Dziadka, będzie mi tylko coraz trudniej o tym pamiętać.