Nadszedł od dawna wyczekiwany długi weekend z okazji Australia Day. Polak, Włoch i Holender planowali kilkudniową wędrówkę, a konkretnie Six Foot Track, w malowniczych Blue Mountains, jakieś 120 km na wschód od Sydney…

Australia Day jednak wypada 26 stycznia (w tym roku była to sobota, ale w takich przypadkach dostajemy wolny poniedziałek w ramach zadośćuczynienia), czyli w środku upalnego australijskiego lata.
Także Polak, Włoch i Holender planowali kilkudniową wędrówkę z okazji Australia Day, z biwakiem po drodze w miejscach odległych od cywilizacji. Jednak mieszkają oni właśnie w Australii, a w tym kraju nie chodzi się na samodzielne wędrówki w odosobnione rejony przy 38 stopniach C.



Postanowili jednak nie tracić ducha i mimo wszystko spędzić kilka dni w lesie, w otoczeniu przerośniętych waranów popijając rum jak prawdziwi piraci i bawiąc się świetnie.





Czytając dobrą literaturę (jak na prawdziwych piratów przystało) i robiąc to, co robi się na biwaku w lesie.









Pływając w rzece (z wężami lub agamami wodnymi, w zależności kogo zapytacie i jak dobry ten ktoś miał wzrok).



Popijając herbatę i wsłuchując się w burze przetaczające się nad ich głowami, siedząc ściśnięci i przemoknięci pod profesjonalnie skonstruowanym zadaszeniem z brezentu, pokryci błotem i okazjonalnie pijawkami (fun fuct: pijawki atakowały TYLKO Włocha, mimo, że wszyscy byliśmy jednakowo wyeksponowanymi ofiarami. Sugestie?)

Opowiadając sobie historie i ciekawostki przy ognisku, czerpiąc dziką satysfakcję z faktu, że prawdziwości żadnej z anegdot nie było można wygooglować i trzeba było WIERZYĆ NA SŁOWO opowiadającemu. Cóż to był za dawno zapomniany dreszczyk emocji!

Po dwóch dniach ulewnego deszczu udało im się wydostać z lasu, choć nie obyło się bez grzęźnięcia w błocie, poślizgów, pomagania innym uczestnikom drogi w wypychaniu vana z przydrożnego rowu i serc ściskających się z bólu, bo część naszej ekipy jechała nowiutka Mazdą odebraną z salonu zaledwie 4 dni wcześniej.
Było super.

Czy wiecie, że…
- we francuskim Harrym Potterze różdżka nazywa się “la baguette magique”
- ludzie którzy mają uczulenie na koty, nie są tak naprawdę uczuleni na kocią sierść samą w sobie, ale na kocią ślinę, która wchodzi w kontakt z sierścią
- fizjologicznie włosy i sierść to to samo (także nie wiem, skąd te historie o psach, co to niby nie mają sierści tylko “włosy” i są przyjazne dla alergików… to muszę wygooglować).
- w Chinach zakazane jest przytulanie drzew
- w Singapurze zabronione jest rzucie gumy
Wierzyć na słowo?! Jak jacyś barbarzyńcy?! Czegóż to ludzie sobie nie wymyślą, phi!
LikeLiked by 1 person
Przy pierwszych oznakach zasięgu, wszystkie anegdoty zostały skrzętnie wygooglowane 😉
LikeLike
Przecież nie od dziś wiadomo, że Włosi mają wino zamiast krwi!
LikeLiked by 1 person
To by się zgadzało… 😀
LikeLike