Dziś wybory federalne (do parlamentu) w Australii. Emocje buzują w powietrzu, przez ostatnie tygodnie twarze kandydatów straszyły z każdego słupa w mieście, skrzynki pocztowe zapchane ulotkami partyjnymi, w telewizji (którą na szczęście mam wątpliwą przyjemność oglądać jedynie na siłowni) w krwawych spotach reklamowych opozycyjne partie obrzucały się nawzajem błotem i benzyną. Bardzo swojsko.
Z ciekawostek: w zeszłą niedzielę na ogłoszeniach parafialnych, proboszcz od Dominikanów powiedział, że arcybiskup wystosował ulotkę, w której oczywiście nie mówi na kogo należy głosować, ale porusza kwestie, które powinniśmy rozważyć w swoim sumieniu podejmując wybór. Zaciekawiło mnie to, nie powiem, ale wychodząc z kościoła nigdzie nie mogłam wspomnianych ulotek znaleźć. Nie obawiajcie się jednak moi drodzy, kościół zna drogę do serc swych wiernych, jak i do ich skrzynek emailowych. Wraz z newletterem od Catholic Youth Services dostałam wspomnianą ulotkę, gdzie wypunktowana jest interpretacja poglądów trzech głównych partii na następujące kwestie: wolność religijna, małżeństwo, bezpieczeństwo programu nauczania (czyli gender), imigracja i uchodźcy. Jeśli kto zainteresowany, niech poda email, chętnie prześlę, ku rozjaśnieniu umysłu. Och kościele, jak ty mnie nie zaskakujesz, nawet w Australii.
Jeśli o partiach mowa, wśród wielu zarejestrowanych, główne obozy to Labor, Liberal i Green. Wspomnieć jednak warto, o co ciekawszych z listy:
Australian Sex Party (!)
Animal Justice Party
Australian Antipaedophile Party
Australian Cyclists Party
Australian Motoring Enthusiast Party
Australian Recreational Fishers Party
Pirate Party Australia (!)
Shooters, Fishers and Farmers Party
Smokers Rights Party
Pełna lista tutaj.
Nadeszła słoneczna sobota – dzień wyborów. Każda partia, bądź komitet niezależnych kandydatów mają swoje własne karty do głosowania, zamiast jednej książki zbiorczej, jak to jest w Polsce. Wchodząc do lokalu wyborczego zbiera się tę całą makulaturę, by potem oddać głosy: do Senatu oraz do House of Representatives, można głosować na poszczególne nazwiska dając im numerki od 1 do 12, gdzie 1 oznacza “najbardziej chciany” lub na partie, również w kolejności preferencji, ale tylko od 1 do 6.
Tu kolejna ciekawostka: na froncie wszystkich kart znajduje się instrukcja jak głosować. Na odwrocie kart partii Green umieszczono krótki opis programu wyborczego. Na odwrocie partii Liberal i Labor – tłumaczenie instrukcji, jak głosować na różne języki. W końcu ta Australia taka wielokulturowa! Tylko wszyscy się zastanawiają, po co te tłumaczenia, skoro, żeby być uprawnionym do głosowania, konieczne jest obywatelstwo, do posiadania którego z kolei konieczne jest zdanie egzaminu z języka angielskiego na całkiem wysokim poziomie?
Ja do głosowania oczywiście uprawniona nie jestem, więc dziś wieczorem, zanim zaczniemy oglądać pierwszy etap Tour de France, usiądę na kanapie w samym środku wydarzeń i wsuwając popcorn będę z ciekawością obserwować, jak się moi australijscy koledzy ekscytują liczeniem głosów i szacowaniem wyników.