Wszyscy mają swój głos w sprawie ustawy antyaborcyjnej – mam i ja.
Zdarza Wam się napotykać wpisy na FB zaczynające się od “ CYCKI, CYCKI, DUPA”, po czym następuje meritum sprawy, czyli gdzie znaleźć dobrego dentystę w okolicach Oporowa albo znajomy ma do wynajęcia kawalerkę w dobrym stanie? Oczywiście początek wiadomości jest żartobliwą metaforą tego, co w dzisiejszych czasach jest gwarantem przykucia uwagi. W ostatnich dniach jednak, jeśli chcesz wzbudzić zainteresowanie wokół siebie/swojej oferty/swojego wpisu, należałoby zacząć od “ABORCJA, KOŚCIÓŁ, POLSKA”. Szał gwarantowany.
W moim odległym od rodzinnej Polski światku obudziłam się pewnego słonecznego poranka, by usiąść z kawą i sprawdzić co tam panie w polskich internetach słychać… Jak obuchem w głowę, oberwałam informacją o propozycji zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej złożonej przez kościół katolicki, a zaraz po tym zaczęła zalewać mnie fala opinii, facebookowych postów i linków podawanych dalej. I tak leje się ten temat już kolejny tydzień, a ja czytam to wszystko, bo chcę wiedzieć co się dzieje, bo chcę zrozumieć. Nie mam tego komfortu, że usiądę ze znajomymi przy browarze i przedyskutuję sprawę, nie zgodzę się z opinią wujka, czy ciotki, albo podsłucham przypadkiem rozmowę w tramwaju, by poznać nastroje społeczne. To co do mnie dotrze to nieliczne artykuły próbujące przedstawić sprawę obiektywnie, ale w większości jednak są to przejaskrawione internetowe wpisy lub super-emocjonalne komentarze. Wszystko to, przemaglowane przez wirtualny hejt, i tak trafia na mój ekran jako karykatura sprawy, która przecież wymaga powagi.
Próbowałam, miarkujcie sobie, nawiązać dyskusję tutaj, z żywymi ludźmi, co by temat w mojej głowie “znormalniał”, ale nic z tego nie wyszło. Każdy kogo zagadnęłam niezobowiązująco, “hej, wiesz co się właśnie dzieje w Polsce? Kościół próbuje zaostrzyć ustawę antyaborcyjną, która na chwilę obecną i tak jest jedną z najbardziej restrykcyjnych na świecie?” i po krótce przedstawiałam temat, patrzyli na mnie pustym wzrokiem, zupełnie nie łapiąc o czym mówię. Bezowocne okazało się drążenie tematu lub pytanie o zdanie, każdy właściwie (katolik, religijny, wierzący nie religijny, niewierzący, pochodzenia azjatyckiego, itd) odpowiadał to samo. W skrócie ujmując: “each to their own”.
W temacie wypowiedzieli się już mądrzy i roztropni, robiąc to zapewne o wiele lepiej, bo spokojnie i rozważnie. Swoje wątpliwości wyraził Jerzy Sosnowski, a jego prognoza na przyszłość wydaje się wyjątkowo trafna. Bardzo mądrze napisała Agata Komorowska, uwaga, kobieta. W końcu Tomasz Machała, w wywarzony, acz stanowczy sposób, o tym, że nie wypisuje się z kościoła.
Ja też się nie wypisuję.
Dnia 08/05/2015 zanotowałam kilka myśli, zapewne po tym, jak kościół w Polsce po raz kolejny, w mojej opinii (czyli kogoś, kto jest na mszy co niedzielę) strzelił sobie w kolano (chodziło chyba o homoseksualistów, związki partnerskie, te sprawy). Notatka ta jest aktualna wciąż i wciąż, a obecnie nawet bardziej:
Nie raz, nie dwa sfrustrowani “byli wierzący” lub “wierzący-niepraktykujący” zasypywali mnie pytaniami o kościół i cały bałagan wokół niego przy okazji różnych tematów spornych. Bo przecież Felek się zna na tych “kościołowych” sprawach. A kto ja jestem, żeby znać odpowiedzi lub formułować opnie, skoro tęgie głowy tego świata tego nie potrafią? Zapisałam sobie jednak mój stosunek do kościoła, co pomaga mi utrzymać się jakoś na powierzchni, kiedy statek tonie.
Jest bowiem kościół dla mnie jak rodzic. Rodzic alkoholik. Jak rodzica kocham, kiedy jest trzeźwy i nie mogę znieść, kiedy wpada w ciąg alkoholowy/krótkowzroczności, albo wręcz zaślepienia. Jak rodzica – potrzebuję, bo razem tworzymy dom, ale i pragnę żeby przepadł na zawsze, kiedy robi awantury w środku nocy i krzywdzi mnie lub moich bliskich. Jak do rodzica, chciałabym się uciekać po opiekę, pomoc, radę, wzór, ale tak często to ja muszę się tym pijanym do nieprzytomności rodzicem zająć. Role więc się odwracają, bo zamiast jako rodzic odebrać mnie z przedszkola, posłać do szkoły i tłumaczyć to, czego nie rozumiem z lekcji życia, powtarzać ze mną materiał przed egzaminem, być dumnym kiedy zdam i wspierać, kiedy obleję, to ja jeżdżę i wyciągam go z rynsztoków obraźliwych opinii, szyderstw, oszczerstw. Bronię go, bo mi zależy, bo nie chcę być sierotą, bo na swój sposób kocham i nie zrezygnuję, choć tak często mi za niego wstyd i mam szczerą ochotę zostawić go w tym rowie hipokryzji, co by sczezł we własnych wymiocinach.
W końcu, ten kościół, jak rodzic, troszczy się o dziecko, chce wiedzieć co i z kim robi za zamkniętymi drzwiami sypialni [gabinetów ginekologicznych – dodane dn. 17/04/2016], ale chciałabym wierzyć, że uszanuje je na tyle, że nie będzie podglądać przez dziurkę od klucza. Pozostaje mu mieć nadzieję, że to czego dziecko zostało nauczone, jak wychowane i na jakie wzorce patrzyło od małego, wystarczy, by dokonało roztropnych wyborów. Chciałabym, żebyśmy nie dorastali w domu, gdzie na każdym kroku obrywa się w twarz krótkim “NIE WOLNO”, ale gdzie tłumaczy się nam, że cokolwiek dzieje się za zamkniętymi drzwiami sypialni [gabinetu ginekologicznego], odbywa się z szacunkiem dla siebie i dla drugiego człowieka.
A gdy popełnię błąd, a popełnię ich w życiu całą masę, zawsze mogę do domu wrócić, wylizać duchowe rany i zacząć od nowa.
Miało być przecież o aborcji. Mój głos w tej sprawie: Bóg dał ludziom wolną wolę. Bóg jest miłosierny. Amen.
ps1. Dla tych mniej domyślnych – wszyscy jesteśmy kościołem, i ja i ty i pan ksiądz.
ps2. Do wszystkich zaprzyjaźnionych konsekrowanych – mam nadzieję, ża nadal będziemy się kolegować.
ps3. Naprawdę myślicie, że zamykając tego wielkiego Boga w kilku paragrafach, uczynicie świat lepszym?